2014-11-06 - 2015-02-01

Curated by: Jean-Michel Botquin, Marlena Chybowska-Butler, Magdalena Lewoc

Artists: Jacques Lizène

JACQUES LIZÈNE. WIZJONER (NIEMAL) NIGDY NIE BYŁ POSTRZEGANY JAKO TAKI W SWOICH CZASACH!

Monograficzna wystawa Jacques’a Lizène’a – jednego z najciekawszych belgijskich artystów współczesnych. Lizène, urodzony w 1946 roku w Ougrée, od wielu lat jest twórczo związany ze sceną artystyczną belgijskiego Liége.

Konstytutywne znaczenie dla praktyki artystycznej Lizène’a  ma nie tyle forma, jaką się posługuje (kreatywnie wykorzystuje różne środki wyrazu), ile postawa artystyczna, która ściśle łączy sztukę z życiem. Twórca konsekwentnie stawia pytania o rolę artysty, sens uprawiania sztuki, status dzieła sztuki i świata sztuki, czyniąc to we właściwy sobie – ironiczny i błyskotliwy – sposób.

Lizène sięga po różnorodne artystyczne media – rysuje, maluje, tworzy instalacje, obiekty, uprawia performans. Jest także pionierem belgijskiego wideo-artu. Formalną różnorodność łączy z konsekwentną metodą tworzenia sztuki opartą na upodobaniu do kolażu, do tworzenia obrazów-hybryd i samodzielnie konstruowanych obiektów powstających na bazie zwykłych przedmiotów.

Lizène stawia siebie w roli obserwatora i krytyka własnej twórczości. Nazywając siebie Małym Mistrzem z Liège i nadając swoim dzieło tytuły takie jak: Sztuka mierna, Rzeźba bez wartości czy Rysunki liche i byle jakie, wprawia publiczność w zakłopotanie, podważając jej oczekiwania wobec sztuki.

Lejtmotywem wystawy w Muzeum Narodowym w Szczecinie będzie remake instalacji Lizène’a z 1980 roku pod tytułem Rzeźba bez wartości, instalacja na dwa szkielety, monitor i fortepian, Muzyka wspak, 1979 i Muzyka podwójnie wspak, 1996.

 

JACQUES LIZÈNE - MUZYKA WSPAK I PODWÓJNIE WSPAK. POSZERZENIE ZAKRESU NIEPOSTRZEGANEGO POSTRZEGANIA

Jean Michel Botquin

Cóż za danse macabre akompaniuje temu szkieletowi, który przykucnął sobie na klapie fortepianu i wyciąga swe nadgarstki, śródręcza i paliczki ku klawiaturze o wysuszonych na kość klawiszach? Wyobrażamy go sobie niczym nieistniejącą rzeźbę (1980) do nieistniejącego tańca (1980), jakąś tragikomiczną inscenizację, w której Śmierć łączy się z żywymi, taką zbijającą z tropu galerię hybrydowych twarzy wirujących wokół tej szczególnej sali koncertowej. A szkielet, niczym eksponat dla studentów medycyny, gra muzykę wspak, a nawet podwójnie wspak, dokładnie tak jak polecił artysta. Pozycję ma nader niekomfortową (O, la la, la, la!), przez co traci równowagę, o mało nie spada bądź przewraca się do tyłu, co wywołuje śmiech jego towarzysza, drugiego szkieletu na rolkach (umieścić cokolwiek na rolkach, 1974), tkwiącego jak ten śpiewak nieopodal fortepianu. Osłupiały wytrzeszcza oczy, a jego śmiech zapisany jest w dymku. Słychać tak śmiech Małego Mistrza z Liège (1971), śmiech, który Jacques Lizène nazwie chichotem (2008), nawiązując do histerycznego śmiechu Gina de Dominicisa (1971). Jednak kiedy włoski artysta składa hołd Zaratustrze, prawdomównemu prześmiewcy („Uświęciłem śmiech: O wy, nadludzie, nauczcież się śmiać!”), to Jacques Lizène wyśmiewa pisma Emile’a Ciorana, autora Zarysu rozkładu i O niedogodności narodzin. Jak wiadomo, śmiech to jedna z potężnych sił napędowych całej twórczości Lizène’a. Całości dopełnia jeszcze obraz wideo, oczywiście na nachylonym ekranie, zapadającym się do wnętrza pudła fortepianu. Mały Mistrz wygina się, tak jak i pianista. Za pomocą zbliżanej i oddalanej kamery stara się zmieścić ciało w kadrze obrazu, tak by głowa i stopy przytykały do krawędzi (1971), przykurczając się, w miarę jak przybliża się doń kamera. Nie udaje mu się to z powodu niedokładnej paralaksy celowej, bo rok później Jacques Lizène ręcznie pokreśli cały film, klatka po klatce. Z dyskwalifikacji powstaje dzieło (1972).

Lizène naszkicował swój projekt nieistniejącej rzeźby w 1996 roku. Na pierwszym kolażu przedstawia pianistę, który kuca na fortepianie, mając za sobą dwa telewizory, a pulpit zamiast stołka. Artysta zapisał na marginesie: „Muzyka wspak. Dwukrotne odwrócenie. Wykonać wspak partyturę zapisaną także wspak, 1979, remake 1996. W drugiej wersji tego kolażu pianistę zastępuje szkielet. Chodzi tu o »wideo-instalację na jeden lub dwa ekrany i dwa magnetowidy, ze szkieletem lub bez, ale na jeden fortepian i mikrofon na statywie. Muzyka wspak, 1979–1996. To ambitny projekt, zapoczątkowany w 1979 roku przepisaniem wspak partytury Haendla. Rzecz w tym, by w ogóle nie być muzykiem, by być niekomponującym kompozytorem, by komponować odwrócone i zapisać od nowa wspak całą muzykę świata, by na nowo, wspak przepisać utwory Mozarta, Chopina, Bartóka i wszystkich innych, pomieszać wspak wszystkie istniejące partytury (1996), by zagrano podwójnie wspak całą muzykę (1996)”. Wyczerpywanie bez końca tego samego pomysłu oraz nieuchronnie po nim następujące poczucie nieprzydatności to potężna machina pracująca w doskonale zamkniętym obiegu, stanowiąc niewzruszoną, samowystarczalną i endogenną logikę. Wsparty na postawie artysty remake rozwija działanie na odwrót, systematyzowanie, powtarzanie, irytację, kolejne obietnice, niedokończenie, które artysta stara się na próżno ukończyć. Zamknięta na siebie sama rzeczywistość znajduje odpowiedź w powtarzanych w kółko utworach i pomysłach.

Również w 1996 roku Jacques Lizène przedstawia belgijskiemu Stowarzyszeniu Autorów, Kompozytorów i Wydawców dwie zapisane wspak partytury Mozarta, Etanos Trazom, utwór muzyczny miernego artyzmu wspak zapisany i Taifanzie Trazom, 1979, remake 1996. Na końcu każdej pięciolinii partytury Etanos Trazom następuje śmiech pianisty, a Mały Mistrz stara się punktować całość, improwizując cykliczne wybijanie rytmu za pomocą elektronicznego automatu perkusyjnego. Lizène’owi udało się przekonać pianistę Jacques’a Swingedowa do wykonania utworu, a nagranie zostało sporządzone w studiu nagrań belgijskiej rozgłośni RTBF w Brukseli. Lizène nakłonił także muzyka do wykonania utworu podwójnie wspak. Wydarzenie to miało miejsce w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Liège oraz zostało sfilmowane. Filmu nie poddano obróbce montażowej – Jacques’owi Lizène’owi podobają się materiały surowe, ujęcia wielokrotne i nieudane. Słuchamy występu Swingedowa wykonującego partyturę Lizène’a najpierw wspak, następnie podwójnie wspak w kucki na fortepianie, a wreszcie podwójnie wspak na przenośnej klawiaturze, nadal przycupniętego na instrumencie. W trakcie wykonania Lizène pojawia się w kadrze obrazu, wykonuje taneczne pas ze szkieletem, po czym wychodzi. Jako że ceni sobie akcje szybkie i lekkie, jego występ jest arcykrótki. Już w 1979 roku, podczas pierwszej edycji Symposium d’art performance w Lyonie, zorganizowanego przez Orlan i Huberta Besaciera, fotograf, którego zadaniem było uwiecznienie przedstawienia, ledwie zdążył sfotografować sam jego koniec. Polegał on na przejażdżce na rolkach z magnetofonem kasetowym, z którego dobiegały 144 wybuchy śmiechu.  Było to krótkie wejście, nieukończone jak należy, już skończone nim się na dobre zaczęło. „Hop!” – dodałby jeszcze Lizène. Zapis z 1996 roku dopełnia drugie przedstawienie. Tym razem wykonawcą jest wiolonczelista, który siedzi naprzeciw nachylonej kamery i gra wspak utwór muzyczny będący mieszanką muzyki Chopina i Mahlera. Pojawia się też Lizène, który wchodzi i wychodzi z kadru, śmiejąc się bardzo głośno, raz po raz potrząsając szkieletem niczym kukłą. Krócej trwa natomiast wykonanie podwójnie wspak tego dzieła na instrumencie postawionym nóżką do góry, a główką i ślimakiem na ziemi; Mały Mistrz uznał utwór za bardzo współczesny.

Wykonując kilka tanecznych pas ze szkieletem, Jacques Lizène nawiązuje do długiej tradycji danse macabre. »Tańczcie! I cieszcie własną nicością«, pisze Gustave Flaubert. »Tańczcie! Niech ogromny będzie taneczny krąg, a zabawa wesoła«. Lizène mógłby zapisać wspak partytury Liszta, Saint-Saënsa, Mussorgskiego czy Schönberga, Brittena, Szostakowicza czy Honnegera. Wszyscy oni bowiem komponowali danses macabres. Przedstawianie danse macabre wybitnie nowoczesne osiąga apogeum pod koniec średniowiecza, na samym początku renesansu. Wiąże się je z nieszczęściami tej epoki, zbiorową niedolą, głodem, zarazą i wojnami. To farandola żywych z umarłymi. Jest ironiczna, zuchwała, egalitarna; to żałobne rondo i maskarada, gdzie społeczna satyra łączy się ze skierowanym do nas tragicznym ostrzeżeniem o naszym losie. Czyż Jacques Lizène nie porównał się, nie bez humoru, z dwudziestym czwartym Buddą, decydującym się na przyjęcie postawy wycofania i spoczynku, gdy odkrył niedoskonałości tego świata pełnego chorych, zmarłych i cierpienia? „Nawet rozwinięta kondycja gatunku ludzkiego uwarunkowana jest radykalnym pesymizmem. Sądzę, że nigdy nie uda się, nawet przy pomocy genetyki i eugeniki, w pełni ukoić wszystkich cierpień ludzkości”, stwierdza Mały Mistrz. „Jestem przekonany, że pewnego dnia ktoś odkryje, że życie powstało przez pomyłkę, że życie i przyroda są następstwem błędów, coraz to liczniejszych i bardziej złożonych”. I konkluduje, nawiązując do swej wewnętrznej rzeźby – wazektomii (1970): „I tak dla zasady, powiedziałem sobie: »Dość«”. Stwierdza jednak: „Pożyjmy jeszcze, by wykrzyczeć naszą głupotę światu w twarz. Dalej, zatańczmy, nawet nieistniejący taniec i twórzmy drobne fantazyjne dzieła sztuki”.

Wśród dzieł jest ten nowszy remake utworu wspak, tym razem Ludwiga van Beethovena lub raczej Navnevohteeb Giwdul, którego Edaneres, czyli serenadę Jacques Lizène polecił wykonać na dwoje skrzypiec i kontrabas (2012). Utwór został zapisany w dwóch krótkich ujęciach, a podczas jego wykonania artysta wprowadził pewien nieład i parę turbulencji. Ponowne wykonanie Edaneres w postaci remake’u odbędzie się w Paryżu z okazji ponownego otwarcia Pałacu Tokijskiego (Jacques Lizène bywa często zapraszany na otwarcia i zamknięcia). Tym razem dwoje skrzypiec i wiolonczela wykonają publicznie partyturę wspak przy akompaniamencie niewysłowionego Xaviera Boussirona na pedale wah-wah. Wykonaniu temu towarzyszyć będzie zestaw zmodyfikowanych instrumentów muzycznych, jak róg-klarnet, skrzyżowane z rakietą do tenisa skrzypce, tuba-didgeridoo, elektryczna gitara-kilof, trąbka kawaleryjska skrzyżowana z klarnetem skrzyżowanym z saksofonem, a wszystko w postaci totemu i umieszczone na rolkach – nieuwodzicielska muzyka gwarantowana. Tkwi w tym sama istota sztuki synkretycznej, stworzonej przez Lizène’a w 1964 roku, według zasady: „krzyżować co się da, zwierzęta, twarze, architektury, drzewa, samochody, krzesła, rzeźby” lub też: „pociąć i pomieszać dwa style”.

Odczytywanie wspak wszelkich utworów „tak jak sztuka postawy z miernej sztuki i Nędzna Muza” nie ma bynajmniej zamiaru tworzenia nowych brzmień, lecz chce zwalczać zamysł oceny. Od kiedy założył Instytut Sztuki Durnej (1971), Lizène żywi nieustanną pokusę do przygotowywania głupich zwrotów perspektywy – czy będzie chodziło o odwrócenie samego przebiegu jakiejś wystawy (1998), czy też o publiczne, dokonania behawioralnego performance’u na rzecz sztuki postawy, dosłowne przenicowanie marynarki. Owszem, mówi się – a Lizène zna tę anegdotę, zresztą je kolekcjonuje – że René Magritte, André Souris wraz z innymi zaśpiewali wspak Brabantkę podczas wystawy Magritte’a w Verviers, zorganizowanej z inicjatywy Temps Mêlés, ale nie to jest tu najważniejsze. Stwierdzenie to padło wielokrotnie: Jacques Lizène miałby być bliższy odwrotnemu Czejenowi, burzy włosów niż fryzurze irokeza, a ogólniej wszelkim „stowarzyszeniom odwrotnych” amerykańskich Indian. „Ci niespokojni, uosabiający możliwość nieładu, występują w licznych tradycyjnych społeczeństwach – pisze Jean de Loisy. Ich zachowanie, które zdaje się anormalne, posiada oczyszczającą moc i pozwala znieważanym znosić krytykę czy szyderstwa, które, gdyby wyszły od kogoś innego, stanowiłyby straszne obelgi. Zwani są tutaj odwrotnymi, świętymi klaunami, bożymi szaleńcami, rytualnymi błaznami. Określenia te odnoszą się do różnorodnych realiów, gdzie jedni są ponad wszystkim, a inni dokładają patetycznych starań, by stanąć na wysokości”. De Loisy pisze dalej: „Artysta bywa śmieszny, a czasem groteskowy, wzbudza lęk, będąc nosicielem prawdy, wolnomówca, uosobienie konieczności politycznej niepoprawności. Niektórzy współcześni artyści, jak na przykład Jacques Lizène czy Paul McCarthy, przywdziewają taką rolę. Są groteskowi, trywialni, podsuwają patrzącemu lustro, w którym odbijają się dziwactwa społeczeństwa. Nieprzyzwoitość im nie przeszkadza, ponieważ jest nasza, są wolnymi postaciami, które udaremniają przymuszające zakusy konsensusu. Są to niezbędne, naruszające porządek postacie, wznawiające nieustanną grę chaosu i reguły. Umożliwiają współczesnej sztuce wypełnianie jednej z jej najistotniejszych funkcji w naszym nowożytnym społeczeństwie: zawirowanie przekonaniami, podważanie tego co nabyte, poszerzanie naszego zakresu świadomości, wstrząsanie ustalonym porządkiem”. Taka postawa odpowiada Małemu Mistrzowi, temu dandysowi na opak, niekomponującemu kompozytorowi tego, co odwrócone.